Mój przyjaciel
Ponieważ przygotowanie obiecanego reportażu z naszych wakacji na O’ahu zabierze mi trochę więcej czasu, tymczasem zamieszczę parę fotografii mojego pieska, ponieważ jest on bardzo ważną istotą w naszym życiu, prawdziwym i niezawodnym przyjacielem. Ilekroć czuję chandrę, on patrzy mi w oczy i jest wyrażnie smutny, jakby czuł, że coś jest nie tak. Potem przynosi mi swojego wielkiego pluszowego miśka i zaprasza do wspólnej zabawy, jakby chciał powiedzieć : nie martw się, jutro będzie lepiej. Jest niezastąpionym słuchaczem, można mu się zwierzać godzinami a on patrzy w oczy , jakby rozumiał każde słowo.
Po naszym przybyciu do USA (27 lat temu) zdecydowaliśmy się wziąć szczeniaczka, aby osłodzil nam nasze tęskoty i wyobcowanie. Śliczną suczkę (foxterrier ostrowłosy) nazwaliśmy Bajka i byliśmy razem szczęśliwi przez lat niemal 11. W końcu przyszło najgorsze – straszna choroba (rak trzustki) i konieczność podjęcia dramatycznej decyzji, bo jej cierpienia nie mogliśmy znieść. Moja żona nie była w stanie tej decyzji podjąć i spadło to na mnie. Z ogromnym bólem i łzami w oczach zaprowadziłem naszą Bajeczkę do uśpienia a potem długo wałęsałem się po górach nie będąc w stanie wrócić do domu. Czułem się jak morderca, choć lekarz stwierdził jednoznacznie, że nie było ratunku i bolesne umieranie było nieodwracalne.
Pomału czas rany leczył, ale zdecydowaliśmy wtedy, że już nigdy wiecej nie zdecydujemy się na posiadanie psa. Jednak 5 lat temu, kiedy przestaliśmy pracować, zaczęliśmy coraz częściej o tym myśleć. Dzieci z domu dawno odeszły i poczuliśmy pustkę. Akurat trafiła się okazja, w okolicy urodziło się 6 szczeniąt rasy Wire Foxterrier. Takie same jak nasza Bajeczka. Natychmiast podjęliśmy decyzję, pojechaliśmy do odległego o 30 mil Alpine i stanęliśmy przed trudnym wyborem. Chcieliśmy znowu mieć suczkę, ale jedno ze szczeniąt tak do nas przypadło, zaczęło lizać nasze ręce, że pozwoliliśmy jemu dokonać za nas wyboru. I nie żałujemy, bo jego miłość od początku była bezgraniczna. Ponieważ jeszcze w kraju nasz synek ( wtedy kilkuletni) miał wypchanego pluszowego pieska Atosa, zdecydowaliśmy się nazwać go Athos ( jego pełne rodowodowe – Sir Athos of Foxhills). Przez ostatnie 4 i pół roku wnosi do naszego domu radość, uczestniczy w smutkach, jest towarzyszem wypraw górskich, lubi podróżować z nami samochodem, tęskni niezmiernie kiedy musimy na czas jakiś wyjechać. Niezwykle przyjazny dla wszystkich, kiedy siedzimy przed domem na porchu popijając zimne piwko, wita przyjażnie wszystkich przechodzących członków naszej community. A piwo lubi pasjami i zawsze mu sie coś dostanie z dna butelki.
A teraz jego życie w fotografiach:
Skąd się tu wziąłem? W nowym domu, jeszcze troche nieśmiały ale już wkrótce wszędzie będzie go pełno, a najwięcej na moich kolanach.
Wspólna poobiednia drzemka.
Od razu polubił moje ulubione piwo Cutthroat.
Piwo to zawiera dość duże ilości chmielu i działa nasennie.
Przytulisko z ulubioną panienką (wnuczka Victoria – rok 2006).
Ulubiona zabawka, z którą nie rozstaje się do dziś.
Na wyspie Antelope na Wielkim Słonym Jeziorze.
Relaks na prywatnym fotelu.
Wiosenny spacer w parku.
Dobrze jest mieć się do kogo przytulić.
Najprzyjemniejsza jest drzemka na huśtawce.
Nic wspanialszego, nad górskie wyprawy. Choć łapy bolą, ale aż chce się dyszeć.
Na polonijnym pikniku nad jeziorem. Może coś ze stołu spadnie.
Prywatna sypialnia. Ponieważ mamy aż 4 łazienki, jedną przerobiliśmy na sypialnię dla Athosa. Tu śpi, tu ma swoją wannę i prysznic do kapieli. Ale z ubikacji jakoś nie chce się nauczyć korzystać. Woli wychodek na świeżym powietrzu.
Powitanie nowego 2009 roku o poranku.
Najchłodniej w głębokich trawach.
Kiedy zaczęliśmy się pakować na podróż na wakacje (Hawaje), gdzie nie moglismy go zabrać ze sobą, zaczął odczuwać wyrażny niepokój. Zawsze bardzo przeżywa odosobnienie, choć zostaje pod opieką osób mu znajomych a nawet bliskich.
Niepokój wyrażnie przeradza się w apatię i wielki smutek.
Ale warto było czekać. Wróciliśmy i trzeba było wysiłku, aby zmusić go do zejścia z moich kolan, aby zrobić fotografie. Radość w jego twarzy jest widoczna.
Ileż radości w tej psiej fizjonomii. Aby powetować mu te dni smutku i tęsknoty, zabierzemy go wkrótce na samochodową wyprawę na wybrzeże Oregonu. Mamy tam znajomy motelik w przepięknej małej miejscowości nadmorskiej Gold Beach, gdzie zamierzamy spędzić około tygodnia. To dopiero będzie frajda. I żadnych rozstań.
22 czerwca 2009 @ 5:02
Oooo, jaki fajny! Czy to niebiesko-różowe coś, co ma na sobie w sypialni, to piżamka? 😆
Świetne zdjęcie z miśkiem, kiedy przykryty nim całutki, a uśmiech na psiej buźce tak wyraźny, że nie do uwierzenia! 😀
Kochają nas te nasze zwierzaki, a i my je kochamy. Dobrze, że z nami są!
11 lipca 2009 @ 20:54
Gdyby nie moja choroba, już szykowalibyśmy się do drogi na cudowne i dzikie wybrzeże Oregonu, ale w gruncie rzeczy to może nawet lepiej, bo pogoda tam teraz bardzo deszczowa. Najlepszą pogodę tam na wybrzeżu mamy w sierpniu, a do tego czasu powinienem wydobrzeć. Co się odwlecze, to nie uciecze. I masz rację Anetko: bez piesków świat byłby mniej ciekawy, nie mielibyśmy od kogo uczyć się dobroci, wierności i przywiązania. I one nigdy nie kłamią, nie oszukują, nie zdradzają, jak nikt na świecie wysłuchają cierpliwie ( nie opieprzą za jedną lampkę za dużo) i zawsze nam wybaczają.
11 lipca 2009 @ 22:01
hihihi rejtan, dobrze powiedziane
12 lipca 2009 @ 4:52
Wprawdzie wszyscy mnie znaja pod nickiem PIGWA, ale tu założyłem blog uzywając mojego opozycyjnego (1968-1982) pseudonimu i powiem szczerze, kiedy tak się do mnie zwracacie, odczuwam jeszcze dreszcz. Choć lat już tyle minęło, ciągle wracaja wspomnienia.
12 lipca 2009 @ 11:20
Pigwa, rejtan? Jak ma być? Jak wolisz?
Może my z FM, dla odróżnienia, pozostaniemy przy Pigwie? Mówię na razie za siebie, ale gdyby ktoś się przyłączył…
12 lipca 2009 @ 16:34
To nie ma większego znaczenia. Dla przyjaciół jestem Zdzisław, dla pozostałych moge byc Rejtan. W końccu nie mam się czego wstydzic a z podziemia wyszedłem już dawno i teraz juz nic mi nie grozi.
26 września 2009 @ 17:09
Zdzisławie!
Jesteś wspaniałym człowiekiem, nic dodać nic ujać.