JESIEŃ W GÓRACH SKALISTYCH -kopia z pażdziernika 2008
Ze wszystkich pór roku, jesień w Górach Skalistych jest porą najpiękniejszą i nie ma równych sobie. Znana tu pod nazwą Indian Summer, przyozdabia je w kolory tak niezwykłe, że wydawać by się mogło, iż jesteśmy w świecie bajki. Różnorodność kolorów i ich odcieni jest tak fantastyczna, że trudno nam uwierzyć, iż malowała je sama natura bez uzycia pędzla i palety. Najpierw dominuja odcienie żółci, przechodzące z czasem w pomarańczowe aż do krwisto-czerwonych. Całego tego piękna i majestatu dopełniają ośnieżone już szczyty i wyższe partie gór oraz strumienie nabrzmiałe od topniejących z powodu powiewu ciepłych jeszcze wiatrów śniegów. Dolina Wielkiego Słonego Jeziora przybiera wszelkie kolory tęczy, choć już nie tak piękne jak w górach, ulice pokrywa warstwa opadłych liści i po suchym, upalnym lecie można wreszcie usłyszeć odgłos jesiennego deszczu na szybach i nawierzchniach ulic. Nawet chmury przybieraja rudawy odcień od tych jesiennych czerwieni i wtedy przypominaja mi się niezapomniane strofy Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej:
„Jesiennego krwotoku już nic nie zatrzyma,
czerwień kapie z parku na ulicę.
Jesień żyły sobie podcięła i blednie z zimna,
jak śmiertelnie senna Eunice.”
Piękniej słowami juz chyba opisać tych cudów natury nie można, więc może pokaża to skromne fotografie.
Czerwone liście klonów kontrastuja z soczystą jeszcze zielenią dębów.
Taka kolorowa droga prowadzi do górskiej chaty, służącej do ucieczki przed cywilizacją.
Górskie łąki wyglądają, jak ukwiecone, a to tylko kolorowe liście krzewów.
Krwawa czerwień na tle błękitnego nieba wygląda imponująco.
Mój park w jesiennej szacie.
Ustokrotniona kolorowość w wodzie górskiego strumienia.
Jak gdyby ktoś złożył bukiet kwiatów na grobie umarłego drzewa.
Droga przez las.
Flagstaff Peak w jesiennej szacie.
Albion Basin.
Górski strumień.
Alpine Loop.
Mount Timpanogos.
Okolice Sundance (słynny resort Roberta Redforda).
Ku niebu.
High Uintah Range.
Quaking Aspens.
Lake Desolation.
Karmazynowe liście u stóp już ośnieżonych szczytów.
Brzezina. Tu można znależć największe kożlarze na świecie.
Jesień w Liberty Park.
Jak wyżej.
Najbajeczniejsze jest to, że tutaj kolory zmieniają się niemal z dnia na dzień i tya sama okolica fotografowana pojutrze już będzie wyglądać inaczej. Wielka szkoda,że nie ma was tu ze mną i żę nie możemy wspólnie wędrować z dala od gwaru miast, wśród kolorowych drzew i majestatycznych gór w niesamowitej ciszy, którą przerywa tylko lekki powiew wiatru w liściach, szmer strumieni i ćwierkanie ptaków oraz wiewiórek górskich. w takich chwilach człowiek czuje się bliżej nieba i wzbiera taką nieokreśloną radoscią sprawiającą, że zapomina się o codziennych kłopotach i chciałoby się głośno śpiewać i chwalić Pana za to całe piękno, które dla nas stworzył, ale trudno wydobyć z siebie głos. A takie milczenie jest chyba nawet bardziej wymowne.
15 października 2009 @ 20:30
Piękne widoki…
Podziwiam!
16 października 2009 @ 7:49
Zdzisławie!
Dziękuje za piękne słowa i wspaniałą ucztę dla oczu.
Już za kilka dni będziesz mógł zobaczyć więcej polskich widoków.
Obiecuję to solennie.
16 października 2009 @ 18:15
Z góry dziekuję. To wspaniale, że zawsze i regularnie przybliżasz mi piekno naszego kraju, do którego przeciez tęsknić nigdy nie przestanę. Ja ze swej strony pokażę ci strony tobie nieznane a przecież też przepiękne i ukochane przeze mnie, bo tu znalazłem z konieczności drugą ojczyznę.